czwartek, 25 kwietnia 2013

Montevideo


Z Buenos Aires (które jest fantastycznym miastem, ale o tym następnym razem) można w godzinę dostać się statkiem do Urugwaju. Jako, że będąc tak daleko od domu człowiek ma nieustanną pokusę zrobić jeszcze krok dalej (bo nie wiadomo przecież kiedy i czy w ogóle nadarzy się jeszcze okazja!), postanowilismy zajrzeć i tam. Piszemy "zajrzeć", bo faktycznie mogliśmy sobie pozwolić jedynie na dwudniowy wypad, czyli tyle, żeby rozejrzeć się po stolicy. Do Montevideo trzeba jednak dojechac autokarem z portu w małym miasteczku Colonia. Droga okazała się jednak pewnego rodzaju atrakcją, bo widoki były sielskie. Od samego początku rzuca się w oczy, że w Urugwaju jest czysto, porządnie, dość nowocześnie. Podobaly nam się mijane gospodarstwa, zadbane, malowniczo położone. Wszędzie pełno krów, koni, owiec na pastwiskach. Klimat też jest chyba dość przyjazny, bo przyroda podobna do polskiej, ale cieplej - można sadzić palmy. Nie są to jednak tropiki. Najchętniej pojezdzilibysmy po tutejszej prowincji, bo wydaje się oazą spokoju. Ktoras z poznanych w drodze osób twierdziła nawet, że najbardziej magicznym miejscem jakie odkryła w czasie swojej podrozy było Capo Polonia - maleńka urugwajska wioska nad oceanem. No, ale to następnym razem.

Samo Montevideo też nam się podobało. Przejeżdżalismy troche przez czesc mieszkalną i wydała nam się przyjemna. W centrum jest niewielka starówka. Główne place rozlokowane są właściwie wzdłuż jednej ulicy i można zobaczyć przy nich sporo efektownych budynków, choć po Buenos, nie da się ukryć, miasto nie robi już wielkiego wrażenia.




zadziwiajace, ze w tym  nowoczesnym miescie wciaz z latwoscia mozna spotkac konia na ulicy

Znowu mieliśmy farta z hostelem i trafilismy na świetne miejsce. Urządzone jest w kamienicy i ma zachowane stare posadzki, niektóre meble i sprzęty, które łączą się z nowoczesnym wystrojem. Poza nami prawie nie bylo gości, więc klimat domowy. Razem z właścicielami (2 chlopakami praktycznie w naszym wieku) oglądaliśmy mecz Ligii Mistrzów, a wieczorem mogliśmy posłuchać plyt gramofonowych. Na prawdę fajnie.


w Urugwaju, tak samo jak w Argentynie, Yerba Mate jest napojem narodowym

Następnego dnia zrobiliśmy sobie długi spacer wzdłuż wybrzeża. Montevideo ma kilka plaż, my trafilismy na dwie najbardziej miejskie. Poza sezonem nie tętnią jednak życiem. Bardziej podobała nam się droga powrotna ulicami miasta, które w tej części są bardziej zielone i eleganckie. 






Na koniec wizyty w Urugwaju, udało nam się przez witrynę sklepową zobaczyć bramkę Lewandowskiego na 2:1. Ostateczny wynik poznaliśmy juz w autobusie. Kmita dzieki za smsa! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz