sobota, 27 kwietnia 2013

Buenos Dias Buenos Aires

Tu po prostu trzeba przyjechac! Buenos Aires to wspaniale miasto. Jest tyle do zobaczenia, a kazde miejsce zupelnie inne. Szczegolnie podobalo nam sie zwiedzanie miasta z perspektywy roweru (az do przebicia opony). Wypozyczenie nic nie kosztuje. Trzeba sie tylko meldowac co godzine w jednym z punktow, ale jest ich na tyle duzo, ze to nie problem. Sciezek jest wiele, a odleglosci na tyle spore, ze to chyba na prawde najlepszy sposob.


Na miejsce przyjechalismy w weekend, wiec zaraz w niedzielny poranek udalismy sie na kultowy targ staroci w San Telmo, artystycznym sercu miasta. Udalo nam sie upolowac winyle do naszej kolekcji. O maly wlos sie zreszta nie zrujnowalismy, bo wybor byl ogromny, ale w pore zorientowalismy sie, ze Beatlesi, The Scorpions, czy Simply Red nagrywali tez cale plyty po hiszpansku. :)



Reszte dnia spedzilismy w parku, a raczej calej sieci parkow, ktore oddzielaja Buenos od wody. To tu w wolne dni najbardziej tetni zycie. Liczba piknikujacych tu, czy uprawiajacych rozmaite sporty mieszkancow przebila nawet Central Park! Na prawde fajny zwyczaj, tym bardziej, ze parki sa zadbane i czyste. Reszta Buenos tez jest bardzo zielona. Co jakis czas parki przecinaja jednak ulice i to nie byle jakie. Jedna z nich ma, jak naliczylismy, 14 pasow i w dodatku jest jednokierunkowa! Za najslynniejsza uchodzi  jednak Avenida 9 de Julio, ktora jest podobno najszersza ulica swiata i ma ok. 140 m szerokosci. Jak wiec widzicie, Buenos zbudowano z rozmachem. Wrazenie robia tez monumentalne budynki w stylu starego Manhattanu, ktore goruja nad centrum miasta. W poblizu jest charakterystyczny rozowy gmach palacu prezydenckiego. Po przeciwnej stronie, na osi znajdziemy jeszcze obelisk upamietniajacy uzyskanie przez Argentyne niepodleglosci, a dalej bydynek Parlamentu. W tej czesci miasta w tygodniu sa tlumy, bo okolica jest finansowa i mija sie sporo biznesmanow. Jednoczesnie tutaj znajduje sie najbardziej oblegany deptak, czyli ulica Florida. Dla nas byl to przystanek na tzw. ¨cambio¨, czyli uliczna wymiane dolarow na peso. W Argentynie mozna na tym niezle zarobic, bo oficjalny kurs rozni sie od ulicznego o prawie 2 zl na dolarze! Trzeba tylko przywiezc do Argentyny USD. No, ale w zwiazku z tym, ze wszscy tak robia, to dowiedzielismy sie o tym juz podczas naszego pierwszego noclegu na wyjezdzie - jeszcze w Rio. Warto wymieniac sie informacjami z  innymi podroznymi :).


yerba mate i termos z goraca woda - staly zestaw


 Parlament


 przed Rozowym Domem tradycyjnie zbieraja sie demonstranci



 wizerunek Evity na jednym z wiezowcow

 zaskakujace, jakie maja tu czasopisma

 ¨szmuglowane¨ z Peru dolary

Nasza ulubiona czescia miasta zostal jednak chyba dawny port. W ostatnich latach przeszedl gruntowna rewitalizacje i zostal zaadaptowany na mieszkania, puby i restauracje oraz deptak. W duzej mierze wykorzystano w tym celu dawne budynki portowe z czerwonej cegly. Po drugiej stronie rzeki stoja zas nowoczesne apartamentowce i wiezowce. Wszystko jednak w swietnym stylu. Miejsce tetni zyciem, laczy klimat dawnego portu z nowoczesnoscia i bardzo trafilo w nasze gusta. Miedzy wiezowcami jest zreszta bardzo zielono. Sa boiska, place zabaw, szerokie przystrzyzone trawniki, na ktorych ludzie rozkladaja sie na kocach ze swoim lunchem, bawia sie z psami albo graja w pilke. Na prawde super.  






Na wieczorne wyjscie modna dzielnica jest natomiast Palermo. Tetni zyciem do pozna. Jest tam tez sporo butikow, po ktorych mozna sie pokrecic. Jeszcze inna jest Recoleta - szykowna dzielnica bogaczy. To w niej znajduje sie zreszta slynny cmentarz o tej samej nazwie, na ktorej wsrod innych szacownych obywateli miasta pochowana zostala m.in. ukochana przez argentynczykow Evita. (Choc jej grob, mimo, ze najtlumniej odwiedzany, nie robi specjalnego wrazenia.) Cmentarz jest niezwykly. Wprawdzie brak mu magii naszych Powazek, ale robi wrazenie. To poprostu male miasto w miescie. Grobowce sa ogromne i tak ciasno ustawione obok siebie, ze tworza waskie ulice. Na kazdym kroku widac bogactwo i przepych dawnych grobowcow. Ale sa i te zupelnie nowoczesne, duzo prostsze w formie, ale rownie pokazne. Niedaleko cmentarza znajduje sie muzeum sztuki, w ktorym mozna zobaczyc spora kolekcje malarstwa, w tym obrazy Renoira, Rembrandta, Degas, Goyi i innych.



A co z tym, co najbardziej kojarzy sie z Argentyna i Buenos Aires? Kolorowe domki na La Boca, tango, wino i steki? Tego oczywiscie tez skosztowalismy. La Boca jest nieprzecietnie malownicza, ale rozczaruje sie ten, kto liczy jeszcze na ¨prawdziwe¨ wloskie gacie na sznurku i oryginalna paste. Choc kiedys w tym miejscu mieszkali wloscy imiranci i to im dzielnica zawdziecza kolorowe budynki z blachy, ktore do dzis stanowia atrakcje, to niestety obecnie jest to juz tylko kilka barwnych uliczek dla turystow. Ale pojsc trzeba! 




Co do kuchni - wino i steki nie zawodza. Tych drugich probowalismy w 3 wariantach: jako popularna tutaj parille - mieso z grilla serwowane w bagietce z duzym wyborem sosow i warzyw (tanie i bardzo dobre), w wersji domowej (wyszlo nam!) i wreszcie w restauracji (tam stek byl podany w sosie grzybowym/bazyliowym - bardzo smaczne i knajpa tez z dusza, wystroj troche nie z tej epoki, ale to nas wlasnie zachecilo). Jesli zas chodzi o tango, to do wyboru jest tez kilka opcji. Nieraz mozna po prostu wpasc na tanczaca na ulicy pare, szczegolnie w La Boca, czy na San Telmo, tak jak sie wpada na grajacych muzykow. Mozna tez pojsc na elegancki pokaz do jednego z teatrow (chyba warto, jednak slono kosztuje). My w koncu sprobowalismy jeszcze jednej mozliwosci. Wypytalismy miejscowego kelnera o kluby, gdzie ludzie przychodza potanczyc tango i dostalismy dwa adresy na Palermo. Nie bylo latwo je znalezc, tym bardziej, ze namiar nie byl dokladny, a jeden z klubow byl w czesci ¨od ulicy¨ dosc niewyglednym barem dla kibicow, ale udalo sie. Trafilismy akurat na lekcje tanga, wiec poziom tancerzy nie byl zbyt zaawansowany, ale chwile popatrzylismy. Najbardziej ucieszylo nas to, ze na milonge zaczelo sie schodzic na prawde mnostwo osob, a wiec to prawda - tango w Buenos wciaz zyje! Nie zostalismy dluzej, bo sami przeciez nie tanczymy, a zrobilo sie na prawde pozno, ale dobrze wiedziec, ze takie miejsca wciaz istnieja.

Ach... Boskie Buenos.





papiez zdziwilby sie, gdyby wiedzial co reklamuje w Argentynie (a jest to jedna z najpopularniejszych form reklamy)







2 komentarze:

  1. Cześć Kami!!! Pojutrze jedziemy do Gdańska, wiesz? Jadą z nami Kwaśniaki. Pa,pa Staś.

    Cześć!!! Wczoraj byliśmy w Zabrzu. Pojechaliśmy do kopalni Guido, było bardzo fajnie i gorąco. Przywieźliśmy do domu Śląskie Oblaty (wafle orzechowe), czekają na was. Pa, Kuba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super! Bawcie sie dobrze na wyjezdzie i pozdrowcie Kwasniakow, a jak wrocicie to lada dzien my bedziemy z powrotem.

      Wafle z checia schrupiemy! Dzieki!

      Buziaki!

      Usuń