środa, 26 lutego 2014

Ostatnie cieple dni

Na Goa od poczatku mielismy farta. Z miejsca trafilismy na najpiekniejsza plaze w okolicy, a taksowkarz wysadzil nas pod osrodkiem z domkami jak z bajki. Od razu zadomowilismy sie w jednym z nich z widokiem na plaze. A do plazy jakies... 3 metry. ;) Miejsce jest przepiekne, bo wzdluz calej plazy gesto rosna palmy, a piasek jest jasny i drobny. Przy plazy sa tylko male domki z klimatycznymi knajpkami, zadnych duzych hoteli. Za te luksusy placimy 30 zl dziennie (za domek) i ok. 10 zl za obiad z piwkiem na samej plazy. Zyc nie umierac. :)
Jednego dnia wzielismy skuter, zeby rozejrzec sie po okolicy. Pobliskie plaze tez sa ladne, ale nie umywaja sie do naszej. Wycieczka wglab ladu obfitowala w ladne widoki. Jako ze teren jest pagorkowaty, co chwila wylanialy sie nowe kadry. 

Na koniec pare fotek. Dzis zegnamy sie z Goa, bo jutro juz powrot do Delhi i dalej do domu.












Zaobserwowane

1. W Indiach panują zupełnie inne maniery niż w Polsce. Za normalne uważa się np. plucie na ulicy, czemu tutejsi mężczyźni oddają się z upodobaniem, często także podczas jazdy rikszą, czy samochodem. W niektórych miejscach stoją nawet specjalne znaki zakazujące plucia. Inny problem stanowi toaleta. Pisaliśmy już o zwyczaju sikania na ulicy. Z kolei podczas podróży pociągiem pasażerowie mimo woli oglądają rzędy gołych pup, bowiem ludzie załatwiają swoje potrzeby przy torach.



2. Niestety Indie są okropnie zasmiecone. Ludzie po prostu porzucają śmieci tam gdzie stoją. Dlatego też spacer po ulicy wymaga sporych umiejętności lawirowania między wszelkiego rodzaju odpadami, a także zwierzęcymi odchodami. Co ciekawe, Hindusi niemal codziennie zamiataja ulicę przed swoim domem, ale już po godzinie nie widać efektów tego zabiegu.









3. Co do higieny, to trzeba przyznać, że miejscowi bardzo o nią dbaja. Jednak panujący dookoła brud i kurz sprawiają, że nawet czysta koszula po chwili staje się szara i przybrudzona. (Wiemy to z własnego doświadczenia.)
4. Ruch drogowy w Indiach to istne szaleństwo. Doprawdy nie wiemy jakim cudem te miliony pojazdów codziennie unikają wypadków. Nie chodzi nawet o nie trzymanie się swoich pasów, ani jazdę na czerwonym świetle, czy nawet lewostronny ruch - tu po prostu każdy wciska się wszędzie, zupełnie jak chce i to tak, że właściwie ociera się o inne pojazdy. A żeby to ogłosić, używa klaksonu, co sprowadza się do tego, że w zasadzie może nie przestawac trabic. Niesamowite! Niestety efektem takiego szalonego ruchu drogowego jest smog i straszne zanieczyszczenie. Pobyt w Indiach na pewno nie jest korzystny dla pluc.




5. Jedzenie - pysznosci! Przyprawy, których używa się tutaj sprawiają, że jedzenie jest jedną z przyjemniejszych części dnia. Sprobowalismy masy potraw, głównie wegetarianskich, bo mięso jest tu dość twarde i lykowate. Jeszcze nigdy nie trafiliśmy na coś niedobrego, bez względu na to, czy jedliśmy w dworcowej garkuchni, na ulicy, czy w restauracji na plaży. Tylko rzecz jasna czasem dania były do bólu pikantne (właściwie zawsze, gdy nie był to bar dla turystów). Przeważnie danie podawane jest w gęstym sosie, do tego jakiś miejscowy chleb w formie naleśnika (nasz ulubiony to naan bread). Na przekaske idealne są samosy - pierozki smażone w głębokim tłuszczu z warzywnym nadzieniem. Wszystkie napoje - czy to kawa, czy herbata są niezwykle słodkie, podobnie jak desery. Za to można do woli zajadac się owocami i popijac owocowe soki i shake'i, szczegolnie na bazie lassi - tutejszego jogurtu.





Teraz, po dwóch tygodniach indyjskiego jedzenia stwierdzamy jednak, że wszystkie potrawy bazują na podobnym zestawie przypraw, co daje im podobny smak i na dłuższą metę może się znudzić.
6. Indie nie są krajem jednolitym pod względem religijnym. Tradycyjnie kojarzą się z hinduizmem, ale silną grupą religijną są też muzułmanie (między tymi grupami wybuchają zresztą co jakiś czas konflikty). Można też spotkać buddystow i chrześcijan. Np. na Goa, które było kolonią portugalska, przeważają katolicy i napotkać można piękne kolonialne kościoły.





7. W hinduiźmie większość bogów ma pochodzenie półzwierzęce np. występuje bóg małpa, czy słoń. Wydaje nam się, że stąd może wynikać dość szczególny stosunek Hindusów do zwierząt. Zwierzęta są dosłownie wszędzie. Na ulicach spotkamy bardzo dużo psów. Nikt ich tu nie przegania. Ludzie raczej otaczają je opieką, oczywiscie na miarę ich możliwości.
8. Bardzo pomocne w Indiach jest to, że prawie każdy włada tu choćby w podstawowym stopniu angielskim. W turystycznych miejscach zaobserwowaliśmy nawet, że sporo osób znało hiszpański, francuski, czy nawet podstawy chińskiego. Po polsku sprzedawcy zazwyczaj potrafili rzucić parę zwrotów.
9. W Indiach w każdym miejscu pracuje mnóstwo osób, które u nas w Polsce uznano by za zbędne. Do tej pory nie wiemy po co w delhijskich taksówkach druga osoba oprócz kierowcy. W sklepach zdarza się takie zagęszczenie sprzedawców, że każdy może właściwie odpowiadać za jeden regał. Chyba taki to już sposób na radzenie sobie z bezrobociem.
10. Nie doświadczylismy za bardzo aby w Indiach piło się alkohol. Oczywiście mają tu swoje piwo Kingfisher i inne trunki, ale w wielu lokalach nie ma ich w ogóle w karcie. Dopiero na Goa, gdzie przebywa wielu turystów alkohol w barach stał się powszechny.
11. Luty to najbardziej popularny w Indiach miesiąc ślubny. Dzięki temu mieliśmy okazję napotkać kilka orszakow weselnych, które stanowią barwne (i głośne!) widowisko. Pan młody zasiada niczym książę na koniu, w dorozce, czy nawet na słoniu. Przed nim zaś podąża tlum ludzi - najpierw chłopcy trzymający latarnie, potem orkiestra i bawiący się do muzyki goście. Na samym weselu nie byliśmy, ale spotkani w hostelu Anglicy powiedzieli nam, na podstawie ślubu ich znajomego, że cała ceremonia trwa 3 dni. W związku z tym w sali weselnej leżą maty i każdy w dowolnym czasie może się zdrzemnac. Podobno prowadzi to do zabawnych sytuacji, w których część gosci np. zaczyna chrapac w środku obrzędu. Z tego co mowili atmosfera jest bardzo swobodna, a goście z zagranicy otaczani są szczególną opieką.






12. Stosunek Hindusów do cudzoziemców jest w ogóle bardzo życzliwy. Powiedzielibyśmy nawet, że trochę zbyt nabożny. Czasem czuliśmy się jak gwiazdy Hollywood, gdy przebiegał do nas ktoś tylko po to, by uścisnąć rękę, czy zrobić sobie z nami zdjęcie. Często byliśmy też przyjaźnie zagadywani przez miejscowych i chętnie przychodzili nam z pomocą, nawet gdy ich o to nie prosiliśmy. Nic z tego, o czym czytaliśmy przed wyjazdem odnośnie złego, czy napastliwego traktowania kobiet się nie sprawdziło. Powiedzielibyśmy wręcz, że czuliśmy się całkowicie bezpiecznie.
13. W Indiach wszędzie dostrzega się liczebną przewagę mężczyzn. To oni wciąż wykonują większość zawodów i z nimi głównie ma się do czynienia w trakcie pobytu. Nie zmienia to jednak faktu, że na ulicy wzrok przyciągają kobiety, które wyróżniają się pięknymi kolorowymi sari i licznymi blyskotkami. Nie spotkaliśmy chyba w Indiach kobiety, która nie miała by na sobie biżuterii. Noszą ich ogromne ilości, głównie kolczyki i bransoletki. Nawet przy najprostszych czynnościach wyglądają, jakby gotowe były akurat na jakieś eleganckie przyjęcie. To sprawialo, że czuliśmy się tym bardziej zawstydzeni, gdy stawalismy z nimi do zdjęć w naszych znoszonych, podróżnych ciuchach z niedbalymi fryzurami i oszczędną biżuterią. A musicie wiedzieć, że mężczyźni noszą tu więcej pierścionków niż niejedna kobieta w Polsce!



14. Ze zdumieniem przyjęliśmy fakt, że, jak nam powiedział jeden Hindus, sportem narodowym w Indiach jest hokej. Domyślamy się, że chodzi o ten na trawie. Popularny jest też krykiet. No i to chyba tyle. Prawdę mówiąc nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie jakiegoś słynnego indyjskiego sportowca. Nie zauważyliśmy też, żeby uprawiano tu jakieś sporty. Sporadycznie występują boiska, czy kluby sportowe. Co innego joga. (Nie próbowaliśmy.)
15. Spróbujcie sobie wyobrazić najbardziej ubogą chatke, a w tej chatce najbardziej ubogiego Hindusa. To teraz dodajcie do tego smartphone'a. Jest to zadziwiające, ale prawie każdy w Indiach ma komórkę, z której namiętnie korzysta. (Nawet bezdomni!) Młodzież przeważnie posługuje się smartphonem. Wywołuje to groteskowy efekt kiedy np. ktoś gotuje obiad na ogniu w miedzianym naczyniu, które nie zmieniło swojego ksztaltu od setek lat, siedzi na gołym chodniku, nie ma nawet butów, ale w najlepsze gawędzi przez telefon komórkowy. Taka to w Indiach nowoczesność.
16. Nie można pisać o Indiach i nie wspomnieć o pociągach. To bowiem najlepszy i najbardziej oblegany środek transportu w tym kraju. Każdy pociąg ma wagony w 1 i 2 klasie, klimatyzowane lub nie, sypialne i siedzące. Naszą ulubioną była klasa druga sleeper (kuszetka), jako najtańsza i najwygodniejsza, w dodatku gwarantująca, w zależności od tego czy przypadły nam bilety z puli dla turystow czy nie, nowe znajomości z miejscowymi lub backpackerami. Oba warianty mile widziane. W pociągu co chwilę ktoś chodzi i sprzedaje herbatę, kawę, przekąski. Nie słyszeliśmy o żadnych kradzieżach, czy innych nieprzyjemnościach. W pociągach miejskich w Bombaju był też specjalny wagon tylko dla pań i (o zgrozo-cały zapchany!) wagon dla inwalidów.





17. Jesli chodzi o uzywki, to w Indiach popularne sa papierosy. Na poczatku nie wiedzielismy dlaczego w tylu miejscach sprzedaje sie zwykle zielone liscie. W koncu zauwazylismy, ze sluza one po prostu za bibulki, w ktore przy pomocy nitki zawija sie tyton. Mozna powiedziec takie ekologiczne papierosy :). Jesli ktos jest tym zainteresowany bez trudu dostanie tez haszysz, np. w postaci ciesteczek, ktore mozna bylo nabyc chocby w hostelu w Varanasi.

Nad Gangesem


Parę słow należy się Varanasi, w którym spędziliśmy dwa dni przed wylotem do Bombaju. Miasto jest niezwykłe i często mówi się o nim jako o sercu Indii. Wszystko dlatego, że miejscowość położona jest nad Gangesem - świętą rzeką hinduizmu i stanowi jeden z najważniejszych ośrodków religijnych w Indiach. W mieście funkcjonuje ponad 200 świątyń, niektóre z nich bardzo stare. Każda ze świątyń poświęcona jest jednemu z bóstw. Najwięcej z nich zbudowana jest chyba dla Siwy - stwórcy świata, który zasiada na tronie w postaci krowy (stąd świętość tych zwierząt), a za naszyjnik ma kobrę (kolejne święte zwierzę - ludzi zmarłych od ugryzienia kobry, podobnie jak dzieci, ciężarnych i sadhu (ascetow) nie spala się, gdyż uważa się ich za czystych). Atmosfera takiej świątyni bywa niezwykła, szczególnie gdy mamy do czynienia z na prawdę starą architekturą i posągami. Panuje półmrok, mnisi śpiewają mantry, dookoła pełno świeżych kwiatów ułożonych w specjalne naszyjniki. Co ciekawe, opiekun świątyni jednocześnie w niej mieszka, więc można też często zaobserwować kuchnię lub wiszące pranie.

Centralnym miejscem w Varanasi są jednak ghaty, czyli kamienne stopnie schodzące do wody na całej linii brzegowej Gangesu. To tam Hindusi dokonują ceremonialnych kąpieli, ale tam też załatwiają poranną toaletę - szorują się mydłem, myją zęby, robią pranie. Do tych samych wód Gangesu wpływają przynajmniej częściowo ścieki z pobliskich domów. Wreszcie wody Gangesu są miejscem pochówku tysięcy zmarłych, których poddaje się kremacji w tutejszych ghatach i wsypuje sie do rzeki. Hindusi wierzą, że pochówek w Gangesie pozwala wyrwać się duszy z kręgu reinkarnacji. Stąd do Varanasi ciągną tłumy wiernych. Niezwykle zaskakujące było dla nas zderzenie świętości tego miejsca z typowymi przywarami indyjskiej rzeczywistości. Obok sakralnych obrzędów i pogrzebów, ludzie zażywają kąpieli, wszędzie włóczą się psy i krowy, pozostawiając po sobie gdzie popadnie niemiłe niespodzianki. Zresztą także mężczyźni załatwiają swoje potrzeby na ulicy i w ghatach. Po prostu podchodzą do ściany budynku, odwracają się plecami do przechodniów i tyle. Żadnego skrępowania, ani zgorszenia. Całkowity surrealizm sytuacji ujawnia się, gdy uświadamiamy sobie, że w ogniskach, które płoną na ghatach i wokół których można swobodnie spacerować, palą się ludzkie ciała. Tak zwyczajne, bez żadnej osłony. W tym celu sprowadza się do Varanasi specjalne drewno, które sprawia, że wokół nie unosi się zapach palonego ciała, a jedynie zapach drewna. Przy ogniskach stoją bliscy zmarłego, których można poznać po ogolonych głowach i białym stroju. Nie mogliśmy pojąć jak te święte obrzędy mogą się odbywać w takich polowych warunkach, wśród śmieci i krowich odchodów, przy tłumie gapiów. Europejczyk zupełnie nie wie jak się zachować w takim miejscu. Nie czuje sie żadnego sacrum, wszystko dzieje się właściwie na ulicy. Jednocześnie zauważyliśmy, że Hindusi mają niezwykłą zdolność wyłączenia się od otaczającego gwaru i skupienia na modlitwie. Wtedy praktycznie nie dostrzegają tego, co się wokół nich dzieje.
Jak więc widzicie Varanasi nie jest zwykłym miastem. Kolejną zagadkę stanowi fakt, że zanieczyszczane na rozmaite sposoby wody Gangesu (oprócz wspomnianych należy mieć jeszcze na uwadze kąpiące się było i zatapianie zwłok tych, ktorych spalić nie wolno) nie wywołały jeszcze jakiejś potężnej epidemii. Okazuje się, że wody te mają niezwykłą zdolność samooczyszczania. Żyją w niej jakies mikroorganizmy, które zwalczają niebezpieczne dla człowieka bakterie. Czytaliśmy też, że u źródeł rzeki znajdują się złoża srebra, które ma właściwości bakteriobójcze.
Zwiedzanie Varanasi zaczęliśmy od rejsu łodzią. Można wtedy najlepiej przyjrzeć się obrzędom odprawianym na brzegu rzeki i licznym pałacom maharadży, które wzniesiono wzdłuż ghatow. Nikt ich nie odnawia. W większości porosly chwastami i chyba zamieszkali je miejscowi ludzie. Wieczorami na ghatach odbywa się też codzienna ceremonia, która staje się barwnym widowiskiem dla wszystkich turystów. W Varanasi zaskoczył nas uniwersytet, który jest podobno największy w Indiach. Wchodząc na kampus człowiek czuje sie jak w innym świecie. Cisza, spokój, zieleń, piekne kolonialne budynki. 
Pobyt w Varanasi na pewno zapadnie nam w pamięci. Być może była to dla nas jak do tej pory najdalsza mentalnie i kulturowo podróż z Polski.