środa, 26 lutego 2014

Nad Gangesem


Parę słow należy się Varanasi, w którym spędziliśmy dwa dni przed wylotem do Bombaju. Miasto jest niezwykłe i często mówi się o nim jako o sercu Indii. Wszystko dlatego, że miejscowość położona jest nad Gangesem - świętą rzeką hinduizmu i stanowi jeden z najważniejszych ośrodków religijnych w Indiach. W mieście funkcjonuje ponad 200 świątyń, niektóre z nich bardzo stare. Każda ze świątyń poświęcona jest jednemu z bóstw. Najwięcej z nich zbudowana jest chyba dla Siwy - stwórcy świata, który zasiada na tronie w postaci krowy (stąd świętość tych zwierząt), a za naszyjnik ma kobrę (kolejne święte zwierzę - ludzi zmarłych od ugryzienia kobry, podobnie jak dzieci, ciężarnych i sadhu (ascetow) nie spala się, gdyż uważa się ich za czystych). Atmosfera takiej świątyni bywa niezwykła, szczególnie gdy mamy do czynienia z na prawdę starą architekturą i posągami. Panuje półmrok, mnisi śpiewają mantry, dookoła pełno świeżych kwiatów ułożonych w specjalne naszyjniki. Co ciekawe, opiekun świątyni jednocześnie w niej mieszka, więc można też często zaobserwować kuchnię lub wiszące pranie.

Centralnym miejscem w Varanasi są jednak ghaty, czyli kamienne stopnie schodzące do wody na całej linii brzegowej Gangesu. To tam Hindusi dokonują ceremonialnych kąpieli, ale tam też załatwiają poranną toaletę - szorują się mydłem, myją zęby, robią pranie. Do tych samych wód Gangesu wpływają przynajmniej częściowo ścieki z pobliskich domów. Wreszcie wody Gangesu są miejscem pochówku tysięcy zmarłych, których poddaje się kremacji w tutejszych ghatach i wsypuje sie do rzeki. Hindusi wierzą, że pochówek w Gangesie pozwala wyrwać się duszy z kręgu reinkarnacji. Stąd do Varanasi ciągną tłumy wiernych. Niezwykle zaskakujące było dla nas zderzenie świętości tego miejsca z typowymi przywarami indyjskiej rzeczywistości. Obok sakralnych obrzędów i pogrzebów, ludzie zażywają kąpieli, wszędzie włóczą się psy i krowy, pozostawiając po sobie gdzie popadnie niemiłe niespodzianki. Zresztą także mężczyźni załatwiają swoje potrzeby na ulicy i w ghatach. Po prostu podchodzą do ściany budynku, odwracają się plecami do przechodniów i tyle. Żadnego skrępowania, ani zgorszenia. Całkowity surrealizm sytuacji ujawnia się, gdy uświadamiamy sobie, że w ogniskach, które płoną na ghatach i wokół których można swobodnie spacerować, palą się ludzkie ciała. Tak zwyczajne, bez żadnej osłony. W tym celu sprowadza się do Varanasi specjalne drewno, które sprawia, że wokół nie unosi się zapach palonego ciała, a jedynie zapach drewna. Przy ogniskach stoją bliscy zmarłego, których można poznać po ogolonych głowach i białym stroju. Nie mogliśmy pojąć jak te święte obrzędy mogą się odbywać w takich polowych warunkach, wśród śmieci i krowich odchodów, przy tłumie gapiów. Europejczyk zupełnie nie wie jak się zachować w takim miejscu. Nie czuje sie żadnego sacrum, wszystko dzieje się właściwie na ulicy. Jednocześnie zauważyliśmy, że Hindusi mają niezwykłą zdolność wyłączenia się od otaczającego gwaru i skupienia na modlitwie. Wtedy praktycznie nie dostrzegają tego, co się wokół nich dzieje.
Jak więc widzicie Varanasi nie jest zwykłym miastem. Kolejną zagadkę stanowi fakt, że zanieczyszczane na rozmaite sposoby wody Gangesu (oprócz wspomnianych należy mieć jeszcze na uwadze kąpiące się było i zatapianie zwłok tych, ktorych spalić nie wolno) nie wywołały jeszcze jakiejś potężnej epidemii. Okazuje się, że wody te mają niezwykłą zdolność samooczyszczania. Żyją w niej jakies mikroorganizmy, które zwalczają niebezpieczne dla człowieka bakterie. Czytaliśmy też, że u źródeł rzeki znajdują się złoża srebra, które ma właściwości bakteriobójcze.
Zwiedzanie Varanasi zaczęliśmy od rejsu łodzią. Można wtedy najlepiej przyjrzeć się obrzędom odprawianym na brzegu rzeki i licznym pałacom maharadży, które wzniesiono wzdłuż ghatow. Nikt ich nie odnawia. W większości porosly chwastami i chyba zamieszkali je miejscowi ludzie. Wieczorami na ghatach odbywa się też codzienna ceremonia, która staje się barwnym widowiskiem dla wszystkich turystów. W Varanasi zaskoczył nas uniwersytet, który jest podobno największy w Indiach. Wchodząc na kampus człowiek czuje sie jak w innym świecie. Cisza, spokój, zieleń, piekne kolonialne budynki. 
Pobyt w Varanasi na pewno zapadnie nam w pamięci. Być może była to dla nas jak do tej pory najdalsza mentalnie i kulturowo podróż z Polski.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz