niedziela, 23 lutego 2014

Where dreams come true

Wrota do kariery stanęły przed nami otworem. Oto zostaliśmy właśnie gwiazdami Bollywood!
No może nie do końca gwiazdami, ale jak to się mówi pierwsze koty za płoty. ;) Ledwo znaleźliśmy się w Bombaju, a od razu pojawiła się propozycja zagrania w najnowszej produkcji legendarnego Bollywood - "Kick". Dla niewtajemniczonych tłumaczymy od razu, że będzie to film akcji z udziałem mega gwiazdy Salmana Khana. 

Film ma wejść do kin w październiku tego roku.
Prawda jest taka, że każdy Europejczyk, któremu marzy się kariera aktorska powinien tu przyjechać i z miejsca zostanie zaangażowany do filmu w roli statysty, skąd droga do kariery już nie daleka. ;) Każdego dnia w Bollywood robi się zdjęcia do nowych produkcji i każdego dnia poszukiwani są obcokrajowcy, którzy mogli by wystąpić w tle. Warunki finansowe nie są zawrotne - 500 rupii (ok 25 zł) za dzień zdjęć plus darmowe posiłki. Jednak nie o zarobek tu chodzi. Początkowo nie planowaliśmy takiej atrakcji, ale później stwierdziliśmy, że druga taka okazja się nie trafi. Nawet w Polsce nie byliśmy nigdy na planie filmowym, a tu mieliśmy przy okazji szansę podejrzeć jak robi się filmy w tej indyjskiej fabryce snów. Potem jeszcze w trakcie spaceru po centrum Bombaju dostaliśmy propozycje udziału w weselu jakiegoś 'bardzo bogatego człowieka'. Kobieta, która nas zaczepiła poszukiwała dziewczyny z Europy, która mogłaby wystąpić w sari i witać gości miejscowym 'Namaste', czyli 'Witaj'. Z tego co nam tłumaczyła miałoby to przynieść szczęście temu, kogo się powita. Za taką usługę oferowała 1000 rupii i udział w weselu, w tym możliwość skosztowania wszelkich potraw. Wydało nam się to jednak jeszcze dziwniejsze niż propozycja udziału w filmie, o czym słyszeliśmy już w Polsce. Nie wiedząc, czy możemy ufać spotkanej kobiecie, zdecydowaliśmy się w końcu na Bollywood.
Okazało się, że studio, w którym kręcą film jest oddalone ponad 2 godziny drogi od naszego hostelu (droga powrotna zajęła ponad 3 godziny z powodu korków - a był to sobotni wieczór!). Jazda samochodem w tutejszych warunkach, przy akompaniamencie indyjskiego disco i przy całkowicie otwartych oknach już sama w sobie była pewnego rodzaju atrakcją. Po drodze zabraliśmy jeszcze trzy dziewczyny z Wysp Owczych (Dania) plus kilku pracowników studia, co oczywiście skutkowało tym, że pasażerów było więcej niż miejsc.
Ostatecznie znaleźliśmy się szczęśliwie w ND Studio, gdzie przywitało nas zachęcające hasło "Where dreams come true". Zapewniamy jednak, że, o czym przekonalismy się zaraz po wjeździe, studio nie przypominało fabryki marzeń. Sztuczne miasteczko w prawdzie miało w sobie coś z Disneylandu, ale dużo bardziej zaniedbanego. Zbudowane na potrzeby scenografii budynki wyglądały raczej jak dekoracja szkolnego przedstawienia niż tło dla kasowych produkcji. Zresztą cały plan wydawał się mało profesjonalny. Ekipa bynajmniej nie była w pośpiechu. Wszystko przebiegało dość leniwie, jak na Indie przystało. Nawet tu błąkały się też bezpańskie psy i wszędzie leżały śmieci.
Na początku zaprowadzono nas do pomieszczenia z rekwizytami i dobrano nam stroje. Wszyscy statyści byli ubrani w tonacji beżowo brązowej, tak by główna postać wyróżniała się na planie. Gdy pytaliśmy co bedziemy musieli robić, usłyszeliśmy, że śpiewać i tańczyć, co wydało nam się bardzo zabawne biorąc pod uwagę specyfikę bollywoodzkich produkcji. Ostatecznie okazało się jednak, że nasza rola nie była tak wymagająca. Mieliśmy tylko przechadzać się wzdłuż straganów i zachowywać jak turyści. No to byliśmy w domu. :)
W sumie w ciągu całego dnia nakręcono 3 sceny, z których każda nie trwała dłużej niż 5 sekund. Oczywiscie każdą powtarzalismy parę razy. Resztę, czyli jakieś 90% czasu mieliśmy wolne, więc wylegiwaliśmy się na trawniku, popijając tutejszy chai, podpatrując pracę na planie i rozmawiając z resztą statystów - Hindusów. Ponownie wszyscy okazali nam wiele sympatii i troszczyli się o nas bardziej niż to było konieczne. Nasza główna gwiazda okazała się za to strasznym bufonem. Pan Salman Khan nie rozmawiał z nikim i każdy jego ruch śledziło trzech niezbyt przyjaznych ochroniarzy. Nawet w scenie, w której jedzie na motocyklu bieglo za nim trzech bodyguardow. :)
Jesteśmy szalenie ciekawi efektu końcowego, bo zarówno gra aktorska jak i scenografia nie wyglądały ani trochę wiarygodnie. No, ale takie chyba jest Bollywood (szczerze mówiąc nie widzieliśmy jeszcze żadnego filmu). Trochę nam żal, że nie kręcono akurat sceny muzycznej, co byłoby pewnie niewspółmiernie zabawniejsze. No i nie mieliśmy okazji w pełni zaprezentować swoich talentów. ;) Jednak to był mimo wszystko ciekawy dzień, a za sprawą poznanych tam ludzi, którzy dobrze się już znali i co chwila robili sobie jakieś żarty, bardzo wesoły i przyjemny. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że to najłatwiejsza praca, jaką mieliśmy w życiu. :)









Co się zaś tyczy samego Bombaju (a właściwie Mumbaju-to jego oficjalna nazwa), to mamy właściwie same pozytywne odczucia. Od samego początku zaskoczyła nas piękna architektura i zieleń, czego nie zaznalismy w żadnym dotychczasowym mieście w Indiach. Bombaj jest też kilkakrotnie bardziej europejski niż inne miasta. Nie spotkaliśmy tam ani jednej rikszy (!), ani krowy (!!). Widać wyraźnie, że stopa życia jest bez porównania wyższa. Pojawiły się luksusowe samochody, hotele, butiki. Nawet ruch drogowy nieco się uspokoił. Szczęki nam opadły na widok budynku dworca głównego - pamiatki po obecności Anglików w Indiach. Takich efektownych budowli jest w Bombaju sporo. Niestety nie mamy wielu zdjec, bo miasto zwiedzalismy po ciemku, ale chetnie kiedys tu wrocimy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz