sobota, 30 marca 2013

Swiateczne zyczenia

Kochani,

zyczymy Wam radosnych i pogodnych Świąt Wielkanocnych! Choć jesteśmy bardzo daleko, nasze myśli będą w tych dniach na pewno często wracać do Polski.
(My chyba niestety spędzimy jutrzejszy dzień w autokarze w drodze do Arequipy. Dziwnie być poza domem w Święta.)

Calujemy!

Kamila i Marcin

Wielka rzeka po stronie Peru



Kolejny rejs odbylismy już po stronie Peru. Troche czasu minęło zanim przyzwyczailiśmy się, że zamiast portugalskiego "obrigado", powinniśmy używać hiszpańskiego "gracias". Oprócz języka zmienił się też statek. Był mniejszy od tego brazylijskiego, starszy i bardziej zaniedbany. Za to cena bardzo nam się podobała. :) Dalej więc bujalismy się w swoich hamakach, obserwując okolicę. Tym razem plynelismy jeszcze bliżej brzegu i widoki były nawet ciekawsze, bo zamiast dość cywilizowanych brazyliiskich miasteczek, mijalismy wioski składające się z domów przykrytych już tylko liscmi palmowymi. Na prawdę malowniczo. Żal nam było tylko patrzeć jak miejscowi zanieczyszczają rzekę. Bez zażenowania wrzucają do niej śmieci, a nasz statek dymil jak lokomotywa.





Na statku bylismy juz jedynymi gringos (płynął też z nami Arland). Wbrew ostrzezeniom innych osób okazało się, że jedzenie na statku jest zupełnie ok i nikt z nas  się nie pochorowal. Co ciekawe w tej amazonskiej dżungli posiłki przygotowywało dla nas 2 transwestytow...






Czasem kupowaliśmy jakies lokalne przekąski, gdy na pokład wchodzili sprzedawcy. Niestety bardzo często były to dzieci nawet ok. 8-letnie. Spotykaliśmy się z tym zarówno w Brazylii, jak i Peru, że malcy muszą w ten sposób pomagać rodzicom.



Tym razem ucieszył nas koniec rejsu. Z samego rana ruszyliśmy na spacer po Iquitos. To największe na świecie miasto, do którego nie prowadzi żadna droga lądowa. Można się do niego dostać jedynie drogą rzeczna lub samolotem. Centrum miasta jest całkiem przyjemne. Przy głównym placu stoi osobliwa atrakcja - dom zbudowany z żelaza, zaprojektowany przez samego Eiffel'a. Można się także natknąć na sporo budynków obłożonych hiszpańskimi azulejos (kaflami) i przespacerowac się promenada wzdłuż rzeki. Rano w poszukiwaniu śniadania trafilismy na targ pelen warzyw i owoców. Za 2 sole (2,5 zl) dostaliśmy caly dzban pysznego soku z wyciskanych owoców. Głównie będziemy jednak kojarzyć Iquitos z hordami motoriksz, które przemierzają to miasto i za grosze dowożą pasażerów we wszystkie zakątki. Sami jechaliśmy nimi kilka razy. Biorąc pod uwagę kompletny brak zasad w ruchu drogowym, było to ciekawe przeżycie. :)




Jeszcze na ten sam dzien udało nam się kupic bilety lotnicze do Limy w dobrej cenie, wiec po poludniu ladowalismy już w stolicy. Od razu pozytywne zakończenie - zamiast zapowiadanego brzydkiego, niebezpiecznego miasta zobaczyliśmy nowoczesną, bardzo europejsko wyglądającą stolicę. Jak nigdzie dotąd w Ameryce Południowej. Hostelu szukaliśmy w dzielnicy Miraflores, bo tam jest ich najwięcej. Część była już pełna, ale w końcu się udało. Hostel jest czaderski, w stylu surferskim, bo w pobliżu jest plaża popularna wśród surferow. Nawet nie sądziliśmy, że tak nas ucieszą luksusy typu ciepła woda w prysznicu, czysta posciel i zero robaków! Cudownie bylo wrócić do cywilizacji! Dzielnica Miraflores jest bardzo przyjemna. Troche luksusowa, troche turystyczna, ale tego właśnie było nam trzeba po pobycie w dżungli. Nawet zaliczylismy wizytę w McDonald's. :) Ta okolica atmosfera przypomina nam nieco Bangkok i Khao San - wszedzie pelno mlodych ludzi, fajnych knajpek, ogolnie wakacyjny klimat. Wydaje sie byc dobra baza wypadowa w tej czesci swiata.




(nasz hostel - House Project)

Dziś ruszamy zwiedzać historyczne centrum Limy i może wpadniemy na plażę nad Pacyfik. ;) Wciąż jest tu ciepło, ale już nie upalnie. Miła odmiana. A wieczorem jak się uda nocny autokar do Arequipy, czyli w końcu Andy!


Zalegle zdjecia

Przedstawiamy zalegle zdjecia z Brazylii:

Tak spalismy na statku



 Na Amazonce wszystko jest wielkie - nawet statki, ktore po niej plywaja:


Miejsce, gdzie wody Amazonki lacza sie z Rio Negro



Widoki ze statku


A to szkolny "autobus":



Codzienne cwiczenia






Wioski, ktore po drodze zaopatrywalismy w towary




Cmentarz






Niedziela Palmowa - rodzina wraca z kosciola z palemkami


Kupujemy acai - sok z tutejszego owoca


Takim statkiem plynelismy


Rozgrywki lokalnej ligi


Tak jak wspominalismy, Brazylijczycy lubia eksponowac swoja wiare





Gringos - od lewej: Cinek (Polska), Arland (Holandia), Peter (Szwecja), Aaron (Austria)


A tu z muzykalnymi Kolumbijczykami

wtorek, 26 marca 2013

Informacje praktyczne - BRAZYLIA

1 real (R) = ok 1,65 zl
Sao Paulo:
Dojazd z lotniska: autobus miejski przed terminalem nr. 257 - bilet kupuje sie u kierowcy (jak zawsze w Brazylii), cena 4,30 R
Poruszanie sie po miescie: metro 3 R niezaleznie od ilosci przesiadek, bezpieczne
Dworzec autobusowy Tiete: stacja metra Portuguesa-Tiete, niebieska linia, b. duzy wybor przewoznikow, specjalizuja sie w konkretnych kursach, przejazd nocny do Rio 70 R, nie akceptuja karty ISEC na znizki, autobusy super wygodne, nawet najgorsza klasa Conventional, na bagaz daja numerek, wszystko swietnie zorganizowane, na kazdym dworcu sa prysznice - tu oplata 7 R, warunki ok, na dworcu bezpiecznie nawet w nocy
Czy warto? Naszym zdaniem nie. Jesli jednak tam traficie mozna zwiedzic katedre na Praca de Se, Avenida Paulista i park przy tej ulicy na przeciwko filharmonii, hale targowa w poblizu metra Sao Bento. Dzielnica japonska Liberdade nie rozni sie od reszty niczym poza stylizowanymi na japonskie lampami.
Rio de Janeiro:
Dojazd z dworca autobusowego: sa autobusy miejskie (2,75 R), ale trzeba odejsc kawalek od wejscia na petle pod wiata, przy wejsciu tylko drozsze autokary po 6R
Komunikacja: metro (3,5 R) i autobusy (zazwyczaj 2,75 R), czesto jezdza
Hostele: my spalismy w dzielnicy Botafogo - hostel Cortico, rua Bambina 154A - polecamy, czysto, gospodyni wlada angielskim, fajny klimat, spokojna dzielnica, minute od metra (1 stacja na Copacabane) i duzo autobusow w poblizu, cena w najladniejszym pokoju 6-os 40R; są szafki zamykane na kłódkę
Na Botafogo jest wiecej hosteli, nie zawsze sa oznaczone, trzeba wchodzic i pytac. Ceny od 30R do 70R.
Sporo hosteli tez w Ipanemie i Copacabanie, ale drozej. Raczej nie ponizej 60R.
Wszedzie wi-fi za darmo i sniadanie w cenie. Sa tez kafejki internetowe. 1R za 10 min.
Atrakcje:
Christo Redentor (figura Jezusa): unikac w weekend - drozej i wiecej ludzi, my wjezdzalismy minibusem, bo zabraklo biletow na kolejke, ale tez jest to dobra opcja, cena 53R, ale warto
Glowa Cukru: 50R, my odpuscilismy, widok podobny jak z Christo
Plaze Copacabana i Ipanema: najlepiej w weekend-duzo ludzi, ale fajny klimat
Santa Teresa: dzielnica artystow, na wzgorzu, stare wille, fajny klimat
Lapa: miejsce na impreze, po zmroku wiecej ludzi i wydaje sie bardziej przyjazna niz w dzien, w niektorych miejscach muzyka na zywo
stadion Maracana: trudno cos powiedziec bo byl w remoncie
Centrum: metro Presidente Vargas lub Uruguaiana, troche zabytkowych uliczek poprzeplatanych bazarami, z efektownych budowli Theatro Municipal.
Ogród botaniczny - Jardim Botanico: dojeżdża bardzo duzo autobusów, wstęp 6 R, rośliny z całego świata, a przy odrobinie szcześcia można spotkac egzotyczne zwierzęta (nam się udało tukany, legwana, papugi)
Ouro Preto:
 
miasto zbudowane w poblizu zloz zlota, przepiekna architektura, położone wśród wzgórz, b. malownicze, na liście UNESCO, dojazd z Rio Conventionalem 76R, ok. 6 godzin.
Manaus:
 
największe miasto w dolinie Amazonki, stolica regionu; z Rio lecielismy z przesiadka w Brasilii w sumie ok. 5h miejscowymi liniami Gol (bilet kupiliśmy przez internet jeszcze w Polsce jakies 3 miesiące wcześniej za ok. 350 zł od osoby); miasto jest przede wszystkim bazą wypadową do dżungli i węzłem komunikacyjnym na Amazonce - stąd odpływa wiele statków w różne strony świata; kiedyś było to bardzo bogate i piękne miasto, słynące z produkcji kauczuku, dzis zdecydowanie podupada, ale pozostało trochę wystawnych budowli przede wszystkim Teatro Amazonas, który można zwiedzać też w środku i katedra, jest też egzotyczny targ owocowy i rybny - trzeba się wybrać koniecznie, tylko uważać, bo przy porcie jak zawsze kręci się trochę podejrzanych typów; atrakcją turystyczną jest też tzw. Meeting of the waters, gdzie spotkają się żółte wody Amazonki z czarnymi Rio Negro i na pewnym odcinku się nie mieszają - ciekawy efekt, ale naszym zdaniem nie warto kupowac specjalnej wycieczki, my widzielismy to miejsce z samolotu i statku do Tabatingi
Nocleg: my spalismy w Pensao Sulista przy Joaquim Nabuco, 2-os. pokój z wiatrakiem i śniadaniem 40R, warunki ok, woda pitna bez ograniczen, miejsce na pranie, sejf i przechowalnia bagażu (bezpieczne-korzystalismy), na przeciwko kawiarenka internetowa (2R za 1h), troche dalej od centrum, w poblizu sporo innych hoteli; są też w Manaus hostele, ale nie znamy cen; w naszym hotelu aktywnie działał Thomas, który organizuje wszystko od a do z - z nim załatwiliśmy nocleg, wycieczkę do dżungli i bilet na statek, do tego wysłał swojego znajomego aby pokazał nam miasto i towarzyszył nam w drodze do banku, albo w taksówce do portu (było to dość wygodne i pomocne, szczególnie, że obaj dobrze mówili po angielsku); namiary na Thomasa i hotel dał nam naganiacz jeszcze na lotnisku - ogólnie wszystko okazało się prawdą i nikt nas nie oszukał plus mieliśmy spora pomoc w organizacji, tylko pewnie gdybyśmy załatwiali wszystko sami byłoby trochę taniej - możemy go polecic, tylko trzeba pamiętać, że facet ma gadane i może wyciągnąć od nas więcej pieniędzy niż bysmy chcieli + trzeba się targować (okazało się, że znajoma Japonka za ta wycieczkę co my tylko o 2 dni krótszą zapłaciła 2 razy więcej!); namiary: Planet Tours empresa de viagens e turismo ltda. - www.planettours.com.br, info@planettours.com.br
Wycieczka do dżungli:

słono kosztuje, ale jak już się tu jest, trzeba spróbować; my byliśmy na 5 dni przy Rio Negro (podobno mniej komarów) i zapłaciliśmy 700R od osoby (kupowaliśmy u Thomasa); wygląda to tak, że łodzią dopływa się do położonego na wyspie lodge, w którym ma się przez te 5 dni zakwaterowanie plus 3 posiłki (zawsze to samo, wiec można zabrać cos dla urozmaicenia: na śniadanie bułki i jajecznica oraz kawa, na obiad ryż, fasolka i ryba, na kolację ryż, fasolka i kurczak plus arbuz lub ananas do każdego posilku; woda pitna bez ograniczeń) i basen (warunki w lodge ok, tylko trzeba się przygotować na wdzierajaca się wszędzie wilgoć);
podczas pobytu robi się wycieczki po okolicy, w naszym programie do atrakcji należało łowienie piranii, nocne tropienie aligatorow, pływanie z delfinami, trekking w dżungli z przewodnikiem (poznanie roślinności, wypatrywanie zwierząt), nocleg w dżungli, zwiedzanie wioski rybackiej i nocleg w domu lokalnej ludności - po takim pobycie można faktycznie uznać, że zobaczyło się choć trochę lasu tropikalnego; wycieczka może mieć dowolną ilość dni, popularne są też 3-dniowe; można oczywiscie zorganizować też wyprawy dłuższe lub survivalowe, w tereny niedostępne i oddalone od cywilizacji, to jednak wymaga dużo większych nakładów - w takich wypadkach najlepiej skontaktować się z organizatorem przed wyjazdem; my możemy polecić naszego przewodnika - jest na prawde doświadczony, zna dżunglę świetnie, a przy tym ma dużo dobrej woli i stara się pokazać jak najwięcej, plynnie mówi po angielsku i opowiada świetne historie, w tym jak pracował dla bossa narkotykowego w Kolumbii i Meksyku :); pewnie organizowanie wycieczki bezpośrednio przez niego, bez pośredników jest tańsze: Josué Pedro Basilio -
jpbasilio75@hotmail.com, kom. 55 +92 92812378; drugi namiar mamy na naszego przewodnika po Manaus - on też organizuje wyprawy do dżungli: Juan Luis Azevedo (aktywnie działa na facebooku), menudo_1985@hotmail.com
Statek z Manaus do Tabatingi (granica z Peru i Kolumbia):

standardowa cena to 450R od osoby, ale okazało się, że można kupic nawet za 330R, w cenie woda pitna bez ograniczeń i 3 posiłki dziennie (na każdy wzywa dzwonek jak w szkole :), na śniadanie bułki z masłem i kawa, na lunch i obiadokolacje makaron, ryż, fasolka, kurczak lub inne mięso, sałatka), jedzenie smaczne tylko monotonne, wiec można zabrać że sobą np. jakies owoce, jest też barek (napoje, piwo, lody, ciastka) - o dziwo wszystko w rozsądnych cenach;
można spać w kajutach, ale to żadna frajda, śpi się w hamakach (trzeba kupic sobie w Manaus 15-30R, moskitiera nie potrzebna), pokład jest zadaszony, ale śpi się na świeżym powietrzu i mimo tropikow lepiej mieć cos do przykrycia, dobrze powiesić hamak z dala od toalet i kuchni oraz silnika, w tym celu lepiej być kilka godzin przed odplynieciem i zajac sobie lepsze miejsca (dla nas załatwił to Thomas w ramach pakietu);
statki do Tabatingi odplywaja w srode, piatek i sobotę w południe, rejs trwa 7 dni, wiec warto mieć ze sobą cos do czytania, czy do grania, dla bardziej wrażliwych przydatne mogą się okazać koreczki do uszu, bo telewizor działa non stop, a wielu pasażerów słucha muzyki na głos;
czesc przystanków jest b. krótka i nie opuszcza się statku (następuje wyladowanie części towarów i wymiana pasażerów), ale bywa też postój na parę godzin i można się wtedy przejść po miasteczku (naszym zdaniem warto); trzeba tylko bardzo pilnować czy statek nie odpływa, bo nie ma ustalonej godziny (już niejeden turysta się o tym przekonał na własnej skórze); za pierwszym razem na czas wyjścia do miasteczka bagaże zostawiliśmy u pani w kuchni, bo tak się dogadalismy (jeden chłopak z obsługi mówił po angielsku i był bardzo pomocny, u niego też ladowalismy telefony), ale potem prawde mówiąc tego zaniechaliśmy i nic się nie stało, normalnie bagaże trzymalismy pod hamakami i nie pilnowalismy caly czas, tylko w portach, gdy na pokład wchodzili sprzedawcy różnych smakołyków, cenne rzeczy mieliśmy w małym plecaku caly czas przy sobie, także podczas snu;
na statku jest sporo toalet i prysznicy (standard bez szału, ale nie najgorzej);

Czy warto? Naszym zdaniem tak. Podróż jest świetnym przeżyciem. Codziennie budzisz się z widokiem na zielony brzeg Amazonki. Widoki są piękne. Ważne jednak by płynąć w strone przeciwną do nurtu rzeki, bo wtedy statek plynie blisko brzegu i jest co oglądać. Poza tym na pokładzie są praktycznie sami miejscowi (nie jest to rejs turystyczny), wiec można przyjrzeć się im nieco bliżej. Dla nas był to też czas na odpoczynek i zebranie myśli. Polecamy (ale tylko cierpliwym, bo nie jest to szybki środek transportu!).
 
Tabatinga:

a wlasciwie 3 miasteczka w 1, bo jeszcze Leticia (Kolumbia) i Santa Rosa (Peru) - wszedzie mozna sie poruszac swobodnie, bez kontroli; busik na ladzie kosztuje 3 R, tak samo lodka, ktora mozna sie przemieszczac miedzy miasteczkami=panstwami; na komisariacie policji dobrze wziac pieczatke do paszportu, ze opuszcza sie dany kraj, a potem nowa (w kolejnym panstwie), ze sie wjezdza;
stateczek do Iquitos odplywa z Santa Rosa codziennie wieczorem, bilety kupuje sie na statku (chyba cos ok. 70 R);
w kazdym miejscu akceptuja rozne waluty (reale, peso, sole i dolary)

Przejazd z Foz de Iguaçu do Sao Paulo: 164R

Paraty:


Malownicze miasteczko nad oceanem, zabytkowe uliczki, turystyczna infrastruktura - b. polecamy!


Przejazd z Sao Paulo (terminal Tiete): firma Reunidas (tylko ta), cena 45R, 6h jazdy


Nocleg: Paraty Beach Hostel - 25R za noc, przy samej plaży, pokój wieloosobowy, wi-fi, kuchnia, wyśmienite śniadanie, serdeczna obsluga
 

Z Paraty autobusy co godzinę do Angra dos Reis - bilet 10R kupowany u kierowcy, 2h drogi
 

Angra dos Reis:

port, z którego łapie się statek na Ilha Grande


Warto zrobić zakupy w Red Economy (supermarket na przeciwko portu, taniej niż na Ilha Grande) i skorzystać z bankomatu. Na wyspie można płacić kartą, ale bankomatów brak.


Statki na Ihla Grande:


Transport publiczny: 4,80R kursuje raz dziennie o 15.30 (tabela na stronie www.ilhagrande.com)
Transport prywatny: ok. 25R kursuje częściej


Ilha Grande:

 
Spora wyspa leżąca na południe od Rio de Janeiro, gorzysta i porośnięta lasem tropikalnym, z trudno dostępnymi, ale za to pięknymi plażami.


Nocleg: od 20R za noc (Hostel Mapa de Ihla), są campingi, ale w większości bez klimatu (pole piasku); prawie wszystkie noclegi zlokalizowane są w głównym miasteczku Abraao - b. turystyczne miejsce, dużo barów, sklepów, agencji turystycznych, ale całkiem przyjemne, w okolicy niewielkie plaże, żeby zobaczyć te najpiękniejsze trzeba odbyć kilkugodzinny trekking, albo kupić wycieczkę statkiem:


plaża Lopes Mendes: najbardziej znana, drobny jasny piasek, długa na ok. 3 km, czysta woda, duże fale (nadaje się na surfingu), warto zobaczyć - trekking ok. 2,5h w jedną stronę, teren pagorkowaty; łódź 15R w 1 stronę, 30R w obie (można na plaży kupić sam powrót)


plaza Dois Rios:
naszym zdaniem ładniejsza niż Lopes Mendes, zupelnie pusta, otoczona górami, obok miasteczko, w którym za darmo można zwiedzić muzeum poświęcone więzieniu, które kiedyś tu stało, trekking 2h w jedną stronę (dobrze wziąć górskie buty)


Ceny:
woda 1,5l ok. 3R, 4 bułki ok. 2R, piwo Itaipava puszka 0,473l 3R, Brahma puszka 0,35l 3R (ale lepsza), Sprite w puszce 2,5R, duża pizza ok. 35R


Jezyki: z angielskim fatalnie nawet w duzych miastach (np na lotnisku w Sao Paulo w informacji nikt nie mowil po angielsku). Warto nauczyc sie chociaz podstawowych zwrotow po portugalsku, ale pamietajac, ze wersja brazylijska rozni sie od europejskiej.
Jedzenie i picie

jako przekaska salgados - buleczki z roznym farszem (ok 3-5R), pastel - male nadziewane pierozki smazone w glebokim tluszczu, tapioka recheada - rodzaj nalesnika z tapioki, moze byc na slono i na slodko np. bananem i czekolada (5R); szaszlyki z ulicznego stoiska (z ryżem i sałatka za 5R), praktycznie do każdego dania ryż i fasolka (nawet w KFC!) - b. dobre + kurczak/ryba i koniecznie posypane mąka z manioku - Brazylijczycy używają jej do wszystkiego (naszym zdaniem nie ma ona za bardzo smaku); zwyczajowe śniadanie to kawa (słodka do granic możliwości i z duza ilością mleka) i bułki z masłem, czasem soki ze świeżych owoców i owoce, a nawet jajecznica
mala woda 0,7-3R, zazwyczaj 2R
Polecamy soki ze swiezych owocow (ok. 5R). Açai to napoj z owoca wystepujacego tylko w Amazonii. B. slodki i pobudzajacy. Warto sprobowac, chyba, ze ktos nie jest fanem slodkosci. Popularne i smaczne sa tez napoje z guarany. Stawiaja na nogi. (Polecamy Guarana Antarctica lub Baré!)
Caipirinha b. mocna, ale warto sprobowac. Robi się ją z miejscowego trunku podobnego do rumu o nazwie cachaça (przy Copacabanie za ok. 6-8R.)
Piwo slabe, w stylu amerykanskim. Najpopularniejsze to Skol, Brahma i Itaipava. Cinkowi najbardziej smakowala Brahma. (w sklepie male ok. 2R, duze ok. 3,5R, w knajpie duze 5-7R)
Bezpieczenstwo: mimo ostrzezen nie poczulismy sie ani razu zagrozeni. Naszym wspollokatorom zdazyla sie jednak uliczna kradziez w teoretycznie bezpiecznym miejscu. Po prostu trzeba byc czujnym. My trzymamy lustrzanke w hostelu w szafce zamykanej na klodke (dobrze wziac ze soba lub kupic na miejscu - 9 R) i zabieramy tylko w turystyczne miejsca np. na Christo Redentor. Nie wolno nosic na szyi, tylko w plecaku. Z malym aparatem poruszamy sie wszędzie. Warto spytac w hostelu, w które rejony lepiej samemu się nie zapuszczac i stosować się do tego. Poruszanie się po zmroku lepiej ograniczyć do miejsc ruchliwych. My zazwyczaj wracaliśmy do hostelu nie później niż o 22. Warto też pamiętać o tym, że centrum miasta w Rio wyludnia sie w weekend, a co za tym idzie, jest tam bardziej niebezpiecznie niż w tygodniu. Weekend jest za to idealny na plazowanie. To na plażach tętni wtedy życie.

Woda: w Rio zaprzestalismy plukania zebow woda z butelki i unikania drinkow z lodem i wszystko było ok, w okolicach Amazonki używaliśmy jednak tylko wody pitnej (w hostelu, lodge w dzungli i na statku były specjalne dystrybutory z woda pitna).

Moskity: nie da się uniknąć ich ugryzien, ale dla zmniejszenia ryzyka dobrze stosować repelenty, najlepiej kupione na miejscu, a na wyprawy do dżungli i nocą nosić długie spodnie i długi rękaw, spanie w hamaku wymaga moskitiery, choc nie na statku (tu nie ma jej nikt, bo i komarów mniej); my w rejonie Amazonki profilaktycznie lykalismy Malarone przeciwko malarii (to strefa wysokiego zagrożenia), ale nie polecamy - ogólnie dobrze się czuliśmy, ale w dzungli po pewnym wysiłku odczulismy efekty uboczne (oslabienie, poty, zawroty glowy, mdłości, bóle mięśni, biegunka), nasz przewodnik twierdzi, że branie leków prawie zawsze tak wpływa na turystów gdy pojawia się wysiłek fizyczny i nie warto ich zażywać - jego zdaniem zagrożenie jest niewielkie; można po prostu wziąć z Polski Malarone i gdyby pojawiły się objawy malarii zażywać 3 tabletki dziennie co zmniejsza objawy i daje czas by dotrzeć do szpitala (gdybyśmy jeszcze raz wybierali się w te rejony, tak właśnie bysmy zrobili); co ciekawe jako swoisty repelent można też pić tonik, który podobno zawiera chinine i odstrasza komary noszace wirusa malarii

Jacy sa Brazylijczycy


1. Brazylijczycy są bezpośredni i uwielbiają rozmawiac o zyciu prywatnym. Pierwsze pytanie jakie zazwyczaj słyszeliśmy po wymienieniu kilku podstawowych informacji dotyczyło tego czy jestesmy małżeństwem, jak długo się znamy, kiedy bierzemy ślub. Zaraz potem mogą paść pytania np. o to czy nasi rodzice wciąż są razem i od ilu lat. (!) Nie jest to jednak zwykła wścibskosc. Brazylijczyk bowiem opowie Ci zaraz ze szczegółami o swoim życiu prywatnym, nawet o wcześniejszych związkach i rozstaniach. To dla nich temat numer jeden, a pytania, które w Europie uznanalibysmy za nie na miejscu przy pierwszym spotkaniu, są tu na porządku dziennym. Opowiadając o sobie Brazylijczycy kochają ponadto mówić o miłości, a nawet potrafią się przy tym wzruszyć (i mamy tu na myśli mężczyzn).
2. Brazylijczycy kochają futbol. Nie trzeba jechac do Brazylii by się o tym przekonać, ale tutaj jest to widoczne na każdym kroku. W barach i w domach mecze lecą praktycznie non stop, a każda choćby najmniejsza wioska ma przynajmniej jedno porządne boisko. W Rio widzielismy często treningi piłkarskie. Ciekawie było też podglądać jak miejscowi bawili się piłka na plaży. Na prawde aż kleila sie do ich nóg. Mają do tego dryg. Zabawne tez jest to, ze wiekszosc doroslych mezczyzn chodzi na codzien w koszulkach pilkarskich.
3. Brazylijczycy są z natury radośni i pogodni. Duzo się śmieją, lubią żartować. Wydaje się, że doceniają to co mają. Nawet w biednych i nieciekawych miejscach nie brakuje im pogody ducha.
4. Brazylijczycy sa otwarci i pomocni. Często spotkaliśmy się z bezinteresowna pomoca z ich strony i zainteresowaniem. Np. panie siedzace przy sąsiednim stoliku w barze oprócz tego, że zagadywały nas na temat Polski, to czestowaly swoimi potrawami z talerza. Czasem ktos zupelnie obcy mowil nam na ulicy dzien dobry, czasem przechodzien ostrzegal, zeby uwazac na aparat. Ogolem bardzo sympatycznie. Jedyną barierą jest jezyk, bo z angielskim słabo.
5. Brazylijczycy kochaja duże pupy. Widać to nie tylko na plaży, gdzie nawet obfite w ksztalty panie dumnie prezentuja sie w stringach, ale takze w sklepach, kioskach i na ulicy. Manekiny ma wystawach maja znacznie wydajniejsze pośladki i uda, podobnie jak modelki w gazetach i na reklamach. Daleko im do ich anorektycznych, europejskich koleżanek.
6. Brazylijczycy uwielbiaja jesc. Na początku dziwilismy sie, ze po plaży chodzi tak wielu sprzedawców. Dosłownie jeden obok drugiego. Jednak szybko okazało się, że miejscowi ciągle cos kupują i podjadaja - chrupki, orzechy, lody, owoce. A porcje w barach i restauracjach są tak wielkie, że z łatwością mogliśmy się najeść biorąc jedną na pół. Oprocz tego wszystko slodzi się tu do granic możliwości. Szczególnie kawe i inne napoje. Chyba dlatego, wbrew naszym wyobrażeniom, wielu Brazylijczyków jest otyłych. Szczególnie kobiety po urodzeniu dzieci stają się bardzo puszyste. Wydaje się jednak, że nie czują się tym zaklopotane i w przeciwienstwie do Europejek, ktore czesto popadaja w kompleksy, dalej czują się pieknie i kobieco.
7. Brazylijczycy przywiązują wielką wagę do swojego wyglądu. Po pierwsze duza ćwiczą. Mimo tego o czym pisaliśmy przed chwila, wśród młodych Brazylijczyków można zauważyć szczególną dbałość o swoje ciało i kondycję. W Rio rano codziennie widzielismy tłumy ludzi biegających lub cwiczacych na plazy. W weekend na Copacabanie bylo ich całe zatrzęsienie, a siłownie są tu na każdym kroku. Po drugie upiększają swoje ciała licznymi tatuazami i operacjami plastycznymi.
8. Brazylijczycy kochaja muzykę. To z tym zawsze ich kojarzylismy. I faktycznie tak jest. W taksowkach, barach, prywatnych domach i samochodach, czy na statkach muzyka gra często na pelen regulator. Większość Brazylijczyków ma też zwyczaj słuchania na głos muzyki z telefonu, o czym mogliśmy się przekonać podczas spływu Amazonka. (Co ciekawe robią to nawet w porze nocnej gdy większość ludzi idzie spytac i nikt nie wydaje się tym zgorszony.) Trzeba jednak uczciwie powiedziec, że w większości jest to muzyka latynoska marnej jakosci. Takie tutejsze disco polo. Ewentualnie hity z lat 90. :) Nam udało się jednak posłuchać prawdziwej samby w barze na Lapie. I to było super.
9. Brazylijczycy ladnie pachną. Chyba lubuja się we wszelkiego rodzaju perfumach i wodach kolonskich. Co jest oczywiście dużym plusem, bo przy tutejszych temperaturach można spokojnie podróżować miejska komunikacja, a nawet czerpać z tego przyjemnosc.
10. Brazylijczycy powiedzą Ci to, co chcesz usłyszeć. Często opisują rzeczy, takimi jakimi chcieliby je wiedziec, a nie takimi jakie są. Trzeba o tym pamiętać kupując wycieczki i inne atrakcje, żeby nie czuć się zawiedzionym gdy nasz "beautiful room" nie będzie jednak taki "beautiful".
11. Brazylijczycy nie są nachalni. Będą proponować swoje towary i uslugi, ale po jednym "obrigado" (dziekuje) odejdą z uśmiechem i nie będą dluzej nalegac. To miła odmiana dla wszyskich Polaków, którym bliskie są podróże do Turcji, czy Egiptu.
12. Brazylijczycy jezdza jak wszyscy południowcy - dość beztrosko. Szczególnie kierowcy autobusów kochaja pędzić jak szaleni, gwałtownie zmieniając przy tym pasy. (Choc pojęcie pasa tez nie jest tu zbyt scisle.) W ciągu jednego dnia w Sao Paulo widzielismy jak autobus wjechał w latarnie (na oczach 4 policjantów, którzy zareagowali tylko śmiechem) i dwie taksówki "spotkały się" na skrzyżowaniu.
13. Brazylijczycy dbaja o dobry serwis. Nawet w obskurnych barach, czy ulicznych stoiskach dbają o to, żeby stół był czysty, a klient dostał to, co chce. Zauważyliśmy też, że wszędzie pracuje conajmniej 2 razy tyle osób ile zatrudnia się w podobnym miejscu w Polsce. W barach jest zazwyczaj cały tabun obslugi, co zresztą świetnie się sprawdza (nie tak jak w Warszawie, gdzie czasem ciężko spostrzec kelnera). Nawet w autobusie w Rio pracują 2 osoby - kierowca i sprzedawca biletów, który zajmuje specjalne miejsce przy wejsciu.
14. Brazylijczycy to kobieciarze. Zdazylo nam sie, że kelner serwujac nam danie przerwal w pol, zeby obejrzeć się za przechodzącą dziewczyna i zagwizdac.
15. Brazylijczycy mają duzo dzieci. A dzieci tu są słodkie, jak wszędzie na świecie. Dominuje czekoladowa skóra, ciemne oczy i kręcone włoski. Na wsi dzieci są bardzo samodzielne i duzo pomagają rodzicom. Jednak ze strony rodziców też widać troske i pocieche z maluchów. Nie widzielismy tu jak do tej pory smutnych dzieci. Wydaje się nawet, że im mniej mają atrakcji w miejscu, w którym mieszkają, tym bardziej są psotne i pomyslowe. Jak Haino z domku na wodzie, o ktorym wspominalismy wczesniej.
16. Brazylijczycy są religijni. A przynajmniej z zewnątrz zaobserwować można ich pobożność. Większość z nich nosi łańcuszki z krzyżem lub Matka Boska. Popularne są też tatuaże z motywami religijnymi i napisy na samochodach w stylu "Jezus jest Panem", albo "Jezus mnie kocha" i obrazki świętych w różnych miejscach. Kościołów jest bardzo wiele. Najwięcej tych katolickich, ale też bardzo dużo różnych odmian Baptystów i Protestantów. W drodze z lotniska w Manaus minelismy na 1 ulicy chyba z 30 różnych kaplic i kościołów, od ogromnych po malutkie, przypominające zwykłe domy. Każdy nazywał się inaczej. Za to na statku wszyscy dostali broszury z fragmentami Biblii, które potem, jak zauważyliśmy, wielu podróżnych z uwagą czytało. Widać też, że wspólnoty religijne aktywnie działają pośród lokalnej społeczności. Przy kościołach są często przedszkola, domy kultury, czy pomocy społecznej.

Rejs

Nasz rejs z Manaus do Tabatingi dobiegł końca i wcale nie cieszymy się z tego tak bardzo, jak po 7 dniach i nocach w hamaku możnaby się tego spodziewać. Nasze obawy dotyczące długości podrozy okazały się nieuzasadnione. Ten tydzień świetnie nam zrobił. Po pierwsze sam pobyt w sercu Amazonki, możliwość spania na świeżym powietrzu, a za dnia oglądania bujnej roślinności za burta dawały poczucie radości i niezwyklosci. Dodatkowego kolorytu nadawał fakt, że statkiem, oprocz nas i 3 Europejczyków (Holendra, Austriaka i Szweda) podróżowali sami miejscowi, a zamiast kajut mieliśmy kolorowe hamaki. Mało prywatnosci, ale za to świetna okazja do podgladania życia Brazylijczyków. Niestety nieznajomość portugalskiego uniemożliwiła nam bliższy kontakt, ale skwapliwie wymieniane uśmiechy i wspólne posiłki sprawiały, że czuliśmy się zadomowieni. Bywały też wieczory, kiedy mimo bariery językowej inni podróżni zapraszali nas do stolika i stawiali piwo. Jeden Peruwianczyk okazał się wyjątkowo gościnny, kiedy usłyszał, że jestesmy z Polski, bo szczerze podziwiał Lato (oczywiscie z czasów gdy był jeszcze piłkarzem). Obok Cinka spał z kolei Zabijaka. Chłopak wyglądał tak, jakby gotów był nas pokroic gdy tylko zamkniemy oczy. Pewnego razu obudziły nas jednak dziwne odgłosy. Okazało się, że nasz Zabijaka, który miał mnostwo kolczykow na twarzy, pozahaczal się nimi o hamak! :) Mieliśmy sporo śmiechu z tej sytuacji i od tamtej pory Zabijaka nie wydawał nam się już taki straszny. Na pożegnanie uścisnął nam nawet ręce i chciał podarować swoją mapę Brazylii, ale grzecznie odmowilismy. Mieliśmy też na pokładzie sporo dzieci, które spały w jednym hamaku z rodzicami na waleta, a za dnia brykaly po pokładzie wymyślając coraz to nowe zabawy. My trzymalismy się z pozostałymi gringos. Arland kieruje się z nami do Iquitos, gdzie spotka się ze swoją dziewczyną i razem udadzą się na parę miesięcy do tzw. Rainbow Community - hipisowskiej osady gdzies w dżungli niedaleko Iquitos, Peter rusza do Kolumbii, a Aaron właściwie od lat jest w podrozy, raz po raz gdzies pracując. Niesamowite jak różnych ludzi można poznać w podróży. Był jeszcze pewien Kolumbijczyk, który caly rejs wytwarzał etniczne wisiorki i miał bzika na punkcie muzyki. Wiózł ze sobą 5 instrumentow, z których jeden tylko wyglądał znajomo (bęben). Pierwsze o co nas spytal to o polską muzykę. Puścilismy mu z telefonu Kayah i Bregovicia i od razu zyskalismy jego uznanie. Tak mu się podobało, że ledwo odebralismy mu telefon. :)
 

Co do pogody to w słoneczne dni był na prawde ukrop, ale co ciekawe, gdy przychodził deszcz w nocy było na prawde chłodno (na długi rękaw i śpiwór). Całe szczęście większość rejsu było pieknie i mogliśmy podziwiać wyjątkowo malownicze zachody słońca.

Główną cechą tej podróży była pewna rutyna. Codziennie te same posiłki, ludzie, widoki, seriale w brazylijskiej telewizji (choć uswiadczylismy tez meczu Włochy-Brazylia i Rosja-Brazylia; a jak poszło polskiej reprezentacji?). To jednak bardzo nam odpowiadało. Oczywiscie my Europejczycy nie potrafimy tak po prostu NIC nie robic, a więc do naszych głównych zajęć należało czytanie, słuchanie muzyki, pisanie postów na bloga na komórce, robienie zdjęć, gra w karty/państwa-miasta, nauka hiszpańskiego, mycie, jedzenie i pranie. Oprocz tego codziennie się z Cinkiem rozciagalismy, by mieć choć odrobinę ruchu, a chłopaki w 4 opracowali plan treningowy i wyciskali siodme poty na pompkach i podciągnięciach. :) Z początku wszyscy nam się przyglądali, ale potem chyba przywykli.

Mimo tych wszyskich niezwykle zajmujących zajęć, musimy przyznać, że podciagnelismy się też nieco w tym, co Brazylijczykom przychodzi bez trudu, czyli w "naprawdęnicnierobieniu". I z tego jestesmy dumni.

Co do samego statku, to warunki sanitarne były do przeżycia, a jedzenie nawet dobre, tylko znów bardzo monotonne. (Więcej o statku w poscie "Informacje praktyczne".) Czasem mogliśmy urozmaicić dietę egzotycznymi owocami, które można było kupic na przystankach, ale których nazwy nie są nam niestety znane. No właśnie, bo prawdziwą atrakcją podczas rejsu, były postoje w miasteczkach na trasie. Tzn. nie była to żadna atrakcja w znaczeniu turystycznym. Statek stawał bowiem nie tam, gdzie akurat było cos do zwiedzenia, ale tam gdzie miał wyladowac towary (co mogło trwać nawet 8 godzin i było fascynujacym logistycznym przedsięwzięciem - nasz statek zdawał się być skarbcem bez dna, wokół kręciło się mnóstwo ludzi, którzy ostatecznie okazywali się być kolejnymi trybami w tej skomplikowanej maszynie; szczególnie podziwialismy tragarzy i techniki, ktorych używali do noszenia towarów). Jednak takie postoje dawały możliwość spaceru po miejscach, do których normalnie nigdy bysmy się nie wybrali. Zwyklych miasteczkach i wioskach, w których toczy się senne życie prowincji. A tam, jak pewnie we wszystkich podobnych miejscach na świecie, dzieciaki bawią się przed domami, starsi spędzają dnie na wygladaniu z okien, a miejscowe psy wylegują się na drogach, nic sobie nie robiąc z przejezdzajacych pojazdów. Tutaj dominującym środkiem transportu jest motocykl lub skuter. Bez trudu mieści się na nim 4-osobowa rodzina. :) Popularne są też tzw. moto taxi. Trzeba przyznać, że choć domki tutejszych mieszkańców są bardzo skromne, to nie widzielismy biedy. Ludzie są dobrze ubrani, we wnętrzach chatek, które przypominają polski skansen można często zobaczyć niezły sprzęt grający, czy kino domowe. Nie jest to oczywiście standard, do którego my przywykliśmy, ale ludzie tu wydają się szczęśliwi, a na pewno ,są bardzo pogodni. W każdym miasteczku na głównym placu stał pomalowany na błękitno kościół, były szkoły, boiska, przychodnie, centra kultury, a nawet hale sportowe. Może nie tak nowoczesne jak nasze, ale w całkiem niezlym stanie. Okazało się tez, że w Niedzielę Palmowa tu także jest zwyczaj święcenia palm, tylko tych prawdziwych. :) Uroku tutejszym miescinom dodaje też fakt, że wszystko tonie tu w gąszczu zieleni. Prawdę mówiąc bardzo nam odpowiadała ta malomiasteczkowa atmosfera. Niestety nasze marne umiejętności fotograficzne nie pozwoliły nam przekazać na zdjeciach wszystkiego tak, jak bysmy chcieli. Całe szczęście mamy jeszcze wspomnienia!
 
 
-------------------------------------------------------------------------------------------
Piszemy do Was z Leticii w Kolumbii. Przed chwila jeszcze bylismy w Brazylii i Peru. Tu bowiem stykaja sie te trzy panstwa i panuje w zwiazku z tym wielkie zamieszanie. Zaraz robimy zapasy na kolejny, tym razem 3-dniowy rejs po peruwianskiej stronie Amazonki - do Iquitos. Statek rusza za pare godzin. Mamy fure zdjec z rejsu, ale internet nie daje tu zadnych szans na ich zaladowanie.
 
P.S. W kieszeniach mamy tysiace kolumbijskich pesos. Czujemy sie jak Siara w Kilerze. :)

wtorek, 19 marca 2013

Amazonska dzungla

Amazonka nas nie zawiodla. A wlasciwie Rio Negro, czyli rzeka, ktora na wysokosci Manaus laczy sie z Amazonka. Jest przyjazniejsza na tego typu wyprawy, bo ze wzgledu na ciemny kolor wody, nie ma tu tak wielu moskitow (choc i tak daly nam w kosc - nie wyobrazamy sobie jak to jest w takim razie na Amazonce).

Wycieczka byla jedyna w swoim rodzaju z kilku wzgledow. Przede wszystkim byla calkowicie brazylijska, co oznacza duzy spokoj ze strony organizatorow (nie przejmowanie sie ustalonymi godzinami zbiorek, zasadami bhp itp.), ale z drugiej strony ogromna zyczliwosc i profesjonalizm organizatorow jesli chodzi o znajomosc terenu i wiedze na jego temat. Dowiedzielismy sie na prawde wiele i sporo zobaczylismy. Fajne bylo to, ze turystow bylo jednoczesnie max 6 osob, a wiec kameralnie, a do tego domowa atmosfera. Np. jadac na miejsce kupowalismy mase towarow, w tym cement, ktore dowozilismy do miejsca, w ktorym mieszkalismy. Wracajac za to na naszej lodce wiezlismy stary kibelek i umywalke. :)

Dzungla w porze deszczowej, czyli teraz, zmienia sie w sporej czesci w las mangrowy. Plywa sie wiec lodka wsrod zalanych woda drzew, co pozwala ogladac zycie w koronach - ptaki, malpy itp. Ze zwierzat udalo nam sie zobaczyc (wszystko na wolnosci, zupelnie w naturalnych warunkach!) aligatory, tarantule, leniwce i inne malpy, tukany i mase innych ptakow, piranie (zlowilismy) i wiele innych ryb, delfiny slodkowodne (plywalismy z nimi, glaskalismy itd. - bardzo towarzyskie zwierzeta). Przyroda jest na prawde piekna. Troche dal nam w kosc deszcz (szczegolnie podczas noclegu w dzungli - mimo wszystko swietne przezycie - oglosy w dzungli sa niesamowite, jest b. glosno, szczegolnie noca). Poza tym chyba odczulismy efekty uboczne maloronu, bo jeden dzien spedzilismy na zmiane lezac w lozku i biegajac do toalety. Ale juz jest ok. 

Poznalismy bardzo fajnych ludzi z roznych krajow. Najwiecej czasu spedzilismy z 2 Niemkami - swietne dziewczyny. Gdyby nie to nie wiemy, jak bysmy przetrwali pierwsza noc, czyli nocleg w hamakach w tzw. native village. Przezycie ciekawe, ale absolutnie nic do roboty, bo domek byl na srodku rzeki. Jedyna atrakcja to psy (ktore zostawialy nam czasem niespodzianki pod hamakami) i dzieciaki mieszkajace w domku. Haino - 10-letni chlopiec z permanentym ADHD przyspozyl nam sporo atrakcji i troche sie zaprzyjaznilismy. Ostatcznie uratowalo nas zimne piwo, ktorego zapasy skrupulatnie wyczerpalismy. :)



Targ w Manaus


Klasyczne uliczne danie rodem z Amazonki


Gmach Teatro Amazonas w Manaus


Maly aligator, ktorego zlapal nasz przewodnik zaraz obok naszego lodge, czyli miejsca, gdzie bylismy zakwaterowani.


Lewniwiec byl niesamowicie zabawny - ruszal sie tak powoli, ze tylko tylko Orzech malujacy plot moglby go przebic! (Nasz przewodnik sciagnal go z czubka drzewa - musial sie wdrapac, a Cinek nie mogl go oderwac  od galezi - ma sporo sily skubany!)



Przydrozny stragan z owocami - tu robilismy zaopatrzenie do naszego logde.




Mieszkancy przyrzecznej wioski. (Przeczekalismy w ich domu ulewe.)


Droga na miejsce.


Nocleg w domku na wodzie u miejscowych.


Razem z nami Brazylijczyk i 2 Niemki.



Zeby piranii - ludojada, ktora zlowil nasz przewodnik.


Przy Rio Negro tez sa piekne plaze.


Kapiel z delfinami.


Nasze obozowisko w dzungli.



Na kolacje kurczak z ogniska.


Wytwarzanie kauczuku.


Tarantula wypatrzona w dzungli.


Trekking przez dzungle.


Nasz lodge w srodku dzungli - dookola absolutnie nic poza wodami Rio Negro.


Codziennie na obiad ryba - mozecie sobie wyobrazic nasze zadowolenie. Cale szczescie na kolacje kurczak.


Jutro o 11 ruszamy w rejs do Tabatingi. Trwa 7 dni! Musimy sie zaprzyjaznic z hamakami. :) Do uslyszenia!