niedziela, 7 kwietnia 2013

Machu Picchu




Dotarcie do Machu Picchu, jeśli nie chce się na nie wydać fortuny, wymaga kilku poświęceń. Po pierwsze, trzeba spędzić ok. 7 godzin w busie, który pokonuje drogę tak krętą i stromą, że człowiek buja się bez przerwy na prawo i lewo, obijajac się o sąsiednich pasażerów. Całe szczęście koło nas siedział sympatyczny Niemiec, z którym wymienialiśmy się wrażeniami i podróż leciała nam szybciej. (Opcja z busem i tak jest już luksusowa. W pierwszej wersji chcieliśmy jechać lokalnym autobusem, co jest jeszcze dłuższe i wymaga przesiadek, ale okazało się, że cenowo wychodzi tak samo.) Sama trasa jest przepiękna widokowo. Dla kierowcy jest jednak sporym wyzwaniem. Oprócz milionów zakrętów, trzeba pokonać wiele stromych podjazdów, co chwila przepuszczać samochody z przeciwka (jest za wąsko by się swobodnie minęły), forsować niezbyt solidne mosty (np. takie sklecone tymczasowo z desek bez żadnych barierek, bo strumień wylał - emocje lepsze niż na roller coasterze!) i przeprawiac się przez strumienie, które zalały drogę (to akurat znamy z przygód na ul. Mehoffera). Na początku można powiedzieć, że było łatwo, bo droga była asfaltowa, a gdzieniegdzie stały nawet barierki. Potem jednak asfalt znikł razem z barierkami i została tylko przepaść, a po drugiej stronie skały, z których raz po raz spadały jakies kamienie. W Polsce byłoby nie do pomyślenia, żeby na taka trasę wysłać turystów! My w sumie byliśmy jednak szczesciarzami - potem nieźle się rozpadało, a mijalismy sporo chyba niezbyt zadowolonych z zakupionej atrakcji turystow-rowerzystow. Nie wiemy jak oni pokonywali strumienie. :)

Koniec końców dojechalismy jednak szczęśliwie, więc agencja turystyczna nas nie oszukała. Kolejny etap to 2,5 godzinny marsz do Aquas Calientes, miejscowości u podnóża Machu Picchu. Nie ma jednak żadnej drogi, wiec idzie się po torach. :) Jak na pewno wiecie, do Aquas Calientes większość turystow dojeżdża właśnie pociągiem, ale nie jest to tania opcja. Uznaliśmy, że 2,5 h po w miarę płaskim podłożu jest spokojnie do zrobienia bez szczególnego wysiłku (tzn. powiedziano nam, że to będą 2h, ale bez ociągania się wyszło więcej). Droga była obłędna! Dookoła porośnięte dżungla góry, rzeka, czasem nawet wodospady. Zdarzały się też mosty "z przeswitami". Przechodzilismy nimi na luzie, bo byliśmy pewni, że o tej porze nie kursują już pociągi. W końcu agencja turystyczna oficjalnie proponuje taka trasę. Myliliśmy się. Po jakimś czasie minął nas charakterystyczny niebieski pociąg. :) Ale spokojnie - zdążyliśmy odskoczyc na bok. 

Cała trasa była na prawdę fantastyczna. Tylko my jak zawsze musieliśmy sobie utrudnić i nie zostawiliśmy, tak jak każdy inny normalny człowiek, bagaży w Cusco. W efekcie taszczylismy na plecach nasze podróżne plecaki i dały nam taki wycisk, że ledwo doszliśmy. Cinek w dodatku był przeziebiony, wiec zmęczył się podwójnie. Jak doszliśmy na miejsce bylo już ciemno. Zgodziliśmy się, żeby pierwszy z chłopaków, jaki się napatoczyl, zaprowadził nas do swojego hostelu. Nie mieliśmy sił na poszukiwania. Ale wyszło dobrze - przyjemnie, tanio i nieoceniona gorąca woda w prysznicu. Wszystko, czego było nam trzeba.

Jeśli myślicie, że to koniec zmagań w drodze na Machu Picchu, to się mylicie. Gdy w końcu nadejdzie upragniony dzień zwiedzania, trzeba się zerwać z łóżka o 4 rano (oczywiscie jeśli zależy nam na choć krótkim spojrzeniu na Machu Picchu bez milionów turystow w kadrze i oszczędzeniu na dość drogim autobusie) i odbyć 1,5 godzinny marsz pod górę do bramy wejściowej. Wiecie jak bardzo lubimy zdobywać view pointy, ale tym razem wspinaczka po niekonczacych sie kamiennych stopniach połączona z ogólnym osłabieniem i rzadkim powietrzem na tej wysokości prawie nas wykonczyla. Ale udało się.

Być może dziwi Was czemu nie szarpnelismy się na normalny zorganizowany trip. W końcu nie często jest się w Machu Picchu. Ale prawda jest taka, że chociaż okupilismy tę przyjemnosc potem i (prawie) łzami, to poczulismy się trochę jak odkrywcy. Na własnej skórze przekonalismy się, że Machu Picchu na prawdę jest trudno dostępnym miejscem i poczulismy magię otaczających go gór. Oczywiscie nasza droga jest niczym w porównaniu z kilkudniowym trekkingiem, który również można sobie urządzić do Machu Picchu, ale dla naszych zmęczonych ramion i nóg to w zupełności wystarczyło, by zaostrzyć sobie apetyt przed ostatecznym spjrzeniem na 1 z 7 cudow swiata.











No a teraz najważniejsze - jak było. Na miejsce dotarliśmy o 6.30 wyprzedzając wszyskich zmotoryzowanych turystow. Po morderczej wspinaczce widok, jaki nas przywitał, sprawił, że z miejsca zapomnieliśmy o zmęczeniu. Pomimo wysokich oczekiwań (dla Cinka zobaczenie Machu Picchu było marzeniem jeszcze z dziecięcych lat), nie przeżyliśmy rozczarowania. Widok jest tak niesamowity, że co krok ma się ochotę robić zdjęcia. W efekcie po powrocie spedzilismy godzinę na pobieznym usuwaniu powtorek.

Po pierwszym rzuceniu okiem na panoramę, wróciliśmy pod bramę wejściową, gdzie miała na nas czekać Gloria - przewodniczka z grupą turystów. Ta jednak okazała się na tyle nieśmiała, że nie znalazła ani jednego klienta. Ale to nawet lepiej, bo w tej samej cenie mieliśmy przewodnika tylko dla siebie. Na szczęście niezaradność Glorii nie przekładała się na jej wiedzę i mieliśmy ciekawą wycieczkę.

W związku z tym, że z góry zaplanowaliśmy spędzić w Aquas Calientes dwie noce, nigdzie nie musieliśmy się spieszyć. Dzięki temu doczekaliśmy się pięknego słońca i mogliśmy do woli nacieszyć się widokami. Do tego zrobiło się luźniej, bo większość turystów miała wcześniej transport powrotny. 

Co do samego Machu Picchu dowiedzieliśmy się, że stanowiło dla Inkow ośrodek kultu i nauki. Przebywało w nim ok. 700 osób - głównie kapłani i VIPy oraz siła robocza. Choć mieszkańcy na licznych tarasach uprawiali różne odmiany roślin, to miasto zależne było od Cusco - stolicy Inkow. Duze wrażenie robi to, jak świetne architektonicznie rozwiązania tu zastosowano. Żaden kamień wydawał się nie być przypadkowy. Machu Picchu nie zostało jednak ukończone. Jego upadek został spowodowany przez najazd konkwistadorow, którzy zdobyli Cusco i odcięli źródło dostaw. Hiszpanie jednak nigdy nie dowiedzieli się o istnieniu Machu Picchu. Jego ruiny odkrył dopiero przypadkiem Amerykanin Hiram Bingham w 1911 r. Nie mógł się jednak cieszyć widokiem, który mamy dzisiaj, bo miasto porośnięte było dżunglą. Co ciekawe, w ruinach mieszkały wtedy dwie rodziny miejscowych. Dzisiaj teren jest oczyszczony z dżungli, a niektóre domy są zrekonstruowane. Wiele fragmentów jest jednak w pełni autentycznych. Dodatkową atrakcje stanowią lamy, które wypasają się na tarasach Machu Picchu, nic sobie nie robiąc z obecności turystow. Są jednak dość kulturalne. Sprawdziliśmy - nie pluja. :)







Charakterystyczna konstrukcja wejscia, chroni przed trzesieniem ziemi.


Precyzyjna robota - tylko w swiatyniach i domach waznych osob.



Kamienne odwzorowanie gor w tle









Most Inkow - fragment szlaku laczacego Machu Picchu z innym miastem



Rzeka Urubamba, a na koncu Aquas Calientes, z ktorego wspinalismy sie na gore.


Relaks z widokiem

5 komentarzy:

  1. Cinku i Kamilko!

    Po obejrzeniu zdjęć i przeczytaniu informacji z 3.04 i 7.04 oczarowała nas Wasza lekcja geografii oraz Wasza determinacja i ogromna siła woli (chodzenie pieszo) podziwiając cudowne widoki. Rzesza Waszych fanów w Milanówku i Błoniu bardzo szybko się powiększa. Codziennie oczekują z ogromną ciekawością na Wasze dalsze relacje.

    Najbardziej podobają się nam widoki na których tle możemy Was zobaczyć. Babcia zrobiła kilka zdjęć z Wami na komórkę :P i ogląda je kilka razy dziennie.

    Całujemy Was gorąco i życzymy zdrowia o dużo szczęścia!

    Rodzinka z Sulejówka

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam:
    -Was za wytrwałość i siłę!
    -zdjęcia i cały opis!
    -siebie, że z zazdrości jeszcze niczego nie rozwaliłam...

    Trzymajcie się dalej tak dzielnie!!

    aguś

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam każdy wpis (świetne teksty) i podziwiam zdjęcia. W Waszej podróży jest cała kwintesencja tego co chciałbym zobaczyć w Ameryce Południowej - pobyt w amazońskiej dżungli, góry w Peru no i oczywiście MP. Chyba zacznę planować podróż do Peru korzystając z Waszych doświadczeń . Pozytywnie zazdroszczę i pozdrawiam
    Andrzej Pylak

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteście dzielni, podziwiam za wytrwałość, szacun za wejście na piechę. Piękne zdjęcia, fajnie, że bez tłumów turystów.
    Jak dacie radę - idźcie na jakiś lokalny targ (dopytajcie kiedy mają dzień targowy bo nie pamiętam), stragany dla turystów nie oddają klimatu, sielskosci, luzu, jaki ci mali ludzie mają na co dzień.
    Czekamy na więcej
    Szostaki

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany! Troche nas zawstydzacie. :) Ale cieszymy sie bardzo z kazdego wpisu. Postaramy sie nie spuscic z tonu w kolejnych relacjach.

    Pozdrawiamy!

    P.S. A za zdjecia na komorce pobieramy oplaty! :)

    OdpowiedzUsuń